2/11/2015

Prolog

31 sierpień, 2013


Wchodzę do domu i pierwszą rzeczą, którą zauważam są spakowane walizki. Mogłam pomyśleć sobie wszystko - że rodzice wyjadą na urlop, że tata ma kolejną delegację lub że przyjechała ciotka Eva... Ale to były moje walizki. Zmarszczyłam mocno brwi, pamiętałabym gdybym się spakowała i zniosła to tutaj. Kieruję się do kuchni i patrzę podejrzliwie na matkę.
  -Dlaczego...-zaczęłam, ale zauważyłam jakieś tandetne broszurki szkół z internatem w Londynie. Wszystko nabrało nieco sensu. - To jakiś wasz kolejny głupi żart, tak? -śmieję się głośno i zaglądam do lodówki. Widzę, jak kobieta na mnie patrzy dziwnie obcym i złowrogim wzrokiem. Nie udziela mi odpowiedzi. Wzruszyłam na to ramionami, byłam zbyt otumaniona diazepamem* by przejmować się jej idiotycznym gapieniem się na mnie.
Czasem myślałam, że ludzie chcą mnie zabić swoim wzrokiem lub co najmniej sprawić nim trochę bólu, a wiem, że patrzą się na mnie często. Sama lubię obserwować ludzi i wymyślać do ich postawy, ubioru, gestykulacji czy miny jakąś historię. Wydawałoby się zabawne, gdyby te historię okazały się choć trochę prawdziwe.
  -Wyjeżdżasz -usłyszałam tuż za sobą. Nie miałam pojęcia kiedy znalazła się za mną, nawet nie wiedziałam jak długo gapię się w prawie pustą lodówkę. Odwróciłam się i spojrzałam na nią. Byłam od niej wyższa o kilka centymetrów ze względu na swoje Martensy na platformie. Nie miała łez w oczach, choć zawsze je miała kiedy ze mną rozmawiała.
Zawsze mówiła, że marnuję swoje życie, że powinno ono wyglądać zupełnie inaczej. Chyba nie wiedziała, że odpowiada mi takie życie jakie mam. Przecież innego niedostane. Mam właściwie wszystko czego chciałam jako mała dziewczynka. Miłość, ładne ciuchy, masę butów, przyjaciółkę, pieniądze i  zabawę.
Od cholery zabawy.
  -Wyjeżdżam?-zapytałam rozbawiona- nie przypominam sobie bym planowała wyjazd.
Zacisnęła mocno usta i odchrząknęła, próbowała na siłę być stanowcza i poważna, ale nie potrafiła. Widziałam w jej oczach ból.
  -Wyjeżdżasz..-powtórzyła- Dzisiaj o osiemnastej masz pociąg do Londynu. Ojciec pojedzie z Tobą. -rzuciła twardo i pobiegła do łazienki, najprawdopodobniej się wypłakać.
Zaczęłam się przeraźliwie głośno śmiać, przecież to niemożliwe, by tym razem udało im się mnie porwać do kolejnej szkoły. Pobiegłam na górę do swojego pokoju, chciałam się w nim zamknąć, zabarykadować, nigdy więcej nie wyjść.... Ale ktoś wyjął z zawiasów drzwi. Tym "kimś", był mój ojciec, który siedział na moim łóżku i ze sztucznym uśmiechem się we mnie wpatrywał. Wyczuł mnie, wiedział co chciałam zrobić, zanim sama do tego doszłam. Zacisnęłam szczękę.
  -Nigdzie nie pojadę. - warknęłam, marszcząc brwi.
Nie działało to na niego, wręcz przeciwnie, to go nakręcało.
  -Myślę, że na Twoim miejscu poszedłbym do sąsiadów i pożegnał się z przyjaciółeczkami. -powiedział akcentując dokładnie każdy wyraz, jakbym była chora na głowę i miała go nie zrozumieć.
Wbiłam wzrok w czubek swoich butów i czułam napływające do oczu łzy... ale przecież ja wrócę, ucieknę stamtąd. Nie mogę zostawić mojej ukochanej Charlie samej, za bardzo ją kocham... nie mogę przecież jej zostawić!
Szybko wybiegam z domu i kieruję się do sąsiedniego budynku. Weszłam do środka nie pukając i od razu skierowałem się na piętro do pokoju Joe i Charlie.
Są przyrodnimi siostrami. Joe jest młodsza od nas o dwa lata. Jej rodzice zginęli w Turcji podczas wakacji. Ich wynajęty jacht się utopił. Dziewczyna trafiła do domu dziecka. Na całe szczęście nie spędziła tam zbyt długiego czasu, gdyż rodzice Charlie ją zaadoptowali. 
Co najzabawniejsze, ja widzę w nich podobieństwo. W całej naszej trójce je widzę. Joe to moja najlepsza przyjaciółka. Jako pierwsza zaczęłam się z nią dogadywać i szybko wciągnęłam ją do "zabawy". 
Z jej przyrodnią siostrą jest inaczej. Jest dla mnie wszystkim. Moim życiem, moją miłością.... I ja mam ją zostawić? 
Charlotte i ja znamy się właściwie odkąd pamiętam. To z nią byłam na pierwszej akcji i to ona po raz pierwszy mnie pocałowała. To ona po raz pierwszy powiedziała mi, że mnie kocha. Zajmowała całe moje myśli, zawsze kiedy któryś z nich mnie skrzywdził, pocieszała mnie tak długo dopóki się nie uśmiechnęłam. 
Pamiętam, że mocno się wtuliłam w nią. Roztrzęsiona płakałam i próbowałam wyjaśnić jej co się działo, ale one obydwie wiedziały. 
Wiedziały już na początku wakacji letnich, że wyjadę. 
To dlatego tak starały się zapewnić mi jak najlepsze wspomnienia. 
To dlatego traktowały mnie milej, oddawały lepszych, młodszych...
Wszystko nabrało pieprzonego sensu. Czułam się pierwszy raz w życiu zdradzona. To nie było moje życie, to był jakiś koszmar. 
Charlie próbowała mnie pocałować, ale została spoliczkowana. Nie mogłam szczerze przyznać, że wiedziałam co robię. One wiedziały co dzisiaj brałam i wiedziały, że to przeżywam inaczej niż gdybym była "czysta". Sama nie wiem do dziś czy to wszystko co czułam w tamtym momencie było prawdziwe. Zaczęłam się zastanawiać czy cokolwiek co kiedyś czułam było prawdziwe. 
Zazwyczaj ciężko było mi mówić o swoich uczuciach, rzadko wiedziałam czy czuję cokolwiek naprawdę, czy to tylko odczucia przez używki, które stosowałam. Wszyscy, których myślałam, że kochałam z wzajemnością mnie zdradzili i od tamtej chwili wiedziałam, że nie byli mnie warci.
To było dziwne, ale chciałam wyjechać. Nie wiedziałam co będzie mnie czekać. Jednak miałam pewność do tego, że nie skończę z tym co robię.


~


To była zima mojego życia, a ja głupia myślała, że ludzie, którzy są przy mnie są moim latem. Marzyłam, ciągle. Sama nie wiedziałam dlaczego. Przecież miałam to czego chciałam. Musiałam wiedzieć gdzieś w głębi siebie, że to wszystko co mnie otacza, jest fałszywe. 
Zupełnie nagle zaczęłam martwić się, że kiedyś, ludzie których spotkam dowiedzą się jak żyłam i co robiłam, i że ciągle będą pytać "dlaczego?". Byłam pewna, że nie posiadam czegoś takiego jak dusza. Pamiętam jak ktoś, kiedyś powiedział o mnie:
                  
     "Jej brak kompasu moralnego, brak stałej osobowości i umiejętność dopasowania się do różnych sytuacji, potrafią niszczyć. Dopiero po czasie zaczynasz się orientować z kim masz do czynienia. Uwierz, że jest to ktoś, kto uzależni Cię od siebie do takiego stopnia, że nie będziesz w stanie sam zrobić kroku bez niej. Nie będziesz potrafił normalnie wstać, siedzieć, nic! To nie człowiek. To potwór."              



Długo myślałam nad tymi słowami. Pewnie potraktowałabym je inaczej, gdyby powiedział je zupełnie obcy dla mnie człowiek, ale to był ktoś, kto znał mnie najlepiej.
A tak dobrze nie znała mnie choćby nawet własna matka czy moje przyjaciółki z Nottingham.

Tam gdzie jechałam, miało być inaczej. Tak chcieli moi rodzice, chcieli mojej zmiany, odnowy, naprawy. Ale pobyt w Londynie pogorszył moje życie, stało się takie jakie nigdy być nie miało.
Zdawało się, że w Nottingham znałam coś, na co mówi się "umiar", ale kiedy wyjeżdżasz i nie znasz stamtąd nikogo zaczyna Ci odbijać.
Robisz wszystko, by chociaż trochę było jak w domu. Doszło do mnie, że ja właściwie nigdy nie miałam domu. Domem, nazywałam każde miejsce, w którym mogłam spokojnie zasnąć.
Podczas podróży pociągiem, cały czas płakałam. Nigdy nie czułam się tak zdradzona. Ojciec zdawał się być z siebie dumny, nie dziwiłam się mu. Wymyślili dywersję przeciwko mnie, tej, której nie powinno się zabierać od tak wszystkiego co miała.
Kiedy dojechaliśmy, milczałam. Domyślałam się jak wyglądam, jak rozmazana, bezradna dziwka.


Nie tylko tak wyglądałam, ale i taka byłam.




__________________________________________________________________________

Witam :)

Właściwie nie bardzo wiem, co tu napisać. Próbuję pisać coś po raz kolejny (i najprawdopodobniej ostatni).
Uważam, że sama historia tego ff, nie będzie zbyt normalna, sama właściwie nie wiem, nie chcę dawać zbyt wielu spoilerów. Liczę, że komuś z Was się to spodoba.
To chyba byłoby na tyle.
Jeśli ktoś miałby pytania to u góry można znaleźć llink do mojego twittera, luv ya x

PS opinie i komentarze mile widziane!






*diazepam - (valium) lek psychotropowy, wykazuje działanie uspokajające, przeciwlękowe, przeciwdrgawkowe, rozluźniające mięśnie i ułatwiające zasypianie.